W Czernej, gdzie droga wznosi się na lewym brzegu rzeki Eliaszówki, bije źródło św. Eliasza, a niżej źródła dawnymi laty przebiegał w poprzek drogi mur “wielkiej klauzury” klasztoru karmelitów. W miejscu najwyższego wzniesienia drogi, po prawej stronie, widać resztki mostu nad Eliaszówką, zwanego “diabelskim”.
Dawno, dawno temu, ojcowie karmelici postanowili wybudować most jako dojście pustelników do sztucznie wykutej groty św. Hilariona (obecnie św. Magdaleny), mieszczącej się po przeciwnej stronie rzeki.
Tam, gdzie z obu stron doliny wartkiej Eliaszówki wznoszą się strome skały z karbońskiego wapienia węglowego, ojcowie postanowili zbudować most powietrzny. Wezwali wszystkich majstrów, co się na takiej robocie znali, obiecywali zapłatę złotem, ale daremnie - nikt nie chciał się podjąć tak trudnej budowy. Aż przyszedł raz do klasztoru młody murarz i kiedy mu powiedzieli, czego chcą, zapalił się tak do roboty, że podjął się ją wykonać. Wyobrażał już sobie, jak pięknie most zawiśnie w powietrzu między skałami nad bystro szemrzącą Eliaszówką i wziął się raźno do dzieła. Nie jadł, nie spał, tylko myślał, rysował i obliczał, ale coraz większy strach go ogarniał, że nie wykona zamiaru; coraz więcej spostrzegał trudności. Wstyd mu było przed samym sobą, nieraz aż łzy żalu i wściekłości dusił na myśl, że będzie musiał ustąpić przed trudnościami.
- Choćby z diabła pomocą, a postawić most muszę - rzekł wreszcie sam do siebie. I choć wypowiedział to raczej myślą niż słowy, kusy usłyszał.
I już go masz w czarnym fraku, zręcznie przykrywającym ogon, w krótkich spodenkach, pantoflach i peruce - aby mu rogów znać nie było - zjawia się przed murarzem, kłania się kapeluszem i doprasza się do spółki. Murarz poznał diabła, ale tak się zawziął do roboty, że już na nic nie zważał. Zaczynają rozprawiać o moście, grzeczny diabełek natrąca, że na tę i tamtą trudność znajdzie radę, ale chciałby mieć jakąś korzyść ze spółki.
- Czego chcesz? - pyta murarz.
- E, niewiele, na małym przestanę. Gdy most ukończymy, zabiorę sobie pierwszą istotę żyjącą, która po nim przejdzie.
- Zgoda! - zawołał murarz, niewiele myśląc o postawionym przez diabła warunku, bo aż się palił do roboty.
Jak z bicza trzasnął, stanął most doskonale zbudowany, a murarz napatrzyć mu się nie może i aż ręce zaciera z radości, widząc już blask złota. Tymczasem kusy diabełek usiadł w dolinie nad Eliaszówką i czekał na murarza, który musiał przejść po moście, aby się samemu przekonać o jego wspaniałości i innym moc jego pokazać. Niecierpliwy murarz rwał się do tego i byłby zapomniał o warunku spółki, ale na szczęście przeżegnał się i westchnął z wdzięcznością do Boga, aż tu słyszy, jakby nad sobą, głos:
- Daj pokój, nie idź.
Dopieroż przypomniał sobie wszystko i dzika młodego, który się nawinął, złapawszy, na most wpędził z wielkim śmiechem i uciechą.
Diabeł na widok świni, idącej po moście przed murarzem, strasznym gniewem się zapalił. Wzniósł się znad Eliaszówki, rogiem w most od spodu uderzył, dziurę w nim wybił, biedne zwierzę porwał za nogi i rzucił z wściekłością w dolinę. Murarz dziurę chciał naprawić, ale daremnie. Wszystko, czym ją zapychał, waliło się w przepaść, gdy tylko nogę postawił. Całe szczęście, że był ostrożny i nie szedł śmiało, lecz delikatnie krok próbował, bo by go kusy diabełek dostał w swe szpony. Aż w końcu murarz naprawy zaniechał i w moście dziura została. Dziwowali się jej ludzie, zjeżdżający się zewsząd, aby most oglądać. W głowę zachodzili zakonnicy, z żalu umarli pustelnicy, gdyż dręczył ich brak samotności.
Most już nikomu niepotrzebny rozleciał się ze starości i tylko stąd pozostało przysłowie: “Potrzebny, jak dziura w moście”.
Henryk Hawrylak