• język migowy
  • mapa witryny
Odkryj Krzeszowice

Sen króla Jana Kazimierza

Dawno, dawno temu, dzielny król Jan Kazimierz wybrał się na polowanie w lasy położone w dolomitach Płaskowyżu Ojcowskiego, w rejon Góry Bartlowej. Zmordowany polowaniem na niedźwiedzia, wraz z całym dworem i panami, noc najpiękniejszą spędzał w tej kniei, gdzie przed chwilą udało mu się ubić ogromnego niedźwiedzia. Lasy były tu przepełnione zwierzyną i polowanie, jedyna rozrywka panów, wszelkiej ku temu dostarczało sposobności. Ale upolowany niedźwiedź nie był łatwą zdobyczą - znany z piękności od dawna był celem czat i pościgów łowieckich. Był on ciągłymi niebezpieczeństwami wprawiony do ostrożności. Z dziwną szybkością przenosił się z jednej kniei do drugiej, oszukując najbieglejszych łowców i bezużytecznymi czynił wszystkie ich zasadzki. Widząc nareszcie, że jego piękność okazała się zgubna, jakby szukał śmierci z ręki najgodniejszej - padł od kuli króla Jana i legł u nóg jego bez życia. Król, uradowany tak szczęśliwym polowaniem, na miejscu zaraz kazał wspaniałą ucztę wyprawić.
Była to jesienna pora. Zawieszone na gałęziach kosztowne przysłony, usłane skórami murawy, mnóstwo zapalonych ognisk, psy, sokoły łowcze, kucharze i cała myśliwska drużyna, osobliwy w dzikiej kniei stanowili obraz. Ożywiła go obfitość trunków, wesołość dworzan i zadowolenie króla. Tematem rozmów były głównie sukcesy dnia - kto więcej ubił zwierzyny, komu więcej zagrażał ścigany niedźwiedź, który z psów lepiej się zasłużył - oraz liczne uwagi i żarty, jak to zwykle między myśliwymi się zdarza. Domniemywać należy, że po całodziennych trudach i opróżnionych pucharach sen musiał być twardy i głęboki, pełen dziwacznych koszmarów. Nazajutrz przy śniadaniu, król pełen troskliwych myśli, sny i marzenia swoje opowiadał swoim dworzanom, obiecując znaczną nagrodę temu, kto by trafnie ich znaczenie wyłożył. Sny bowiem w owym wieku uważano za przestrogi i przepowiednie najważniejszych spraw ludzkich.
Śniło się królowi, że widział wilka okrytego w zbroję żelazną, a w gardle jego słyszał głosy stu wilków, przeraźliwie wyjących. Tak dziwny sen w głębokiej zadumie pogrążył dwór cały. Sadzili się panowie na różne wykłady: jedni przepowiadali klęskę powietrzną, drudzy wróżyli pomyślność następnych łowów, a inni głosili wojnę, gdyż na terenie, gdzie ucztowali, były liczne kopalnie ołowiu i srebra oraz warsztaty, w których odlewano kule ołowiane. Słowem, każdy ciesząc lub przerażając, zdanie swoje miał i starał się je głośno objawić. Lecz gdy żaden z dworzan nie był w stanie zaspokoić królewskiej ciekawości, zabrał głos mądry wieszcz dworski - ponoć zakonnik - przezwiskiem “Nowy”, o nazwisku Góra. Zapewnił króla, że sen jego nakazuje, aby na tym miejscu, gdzie poległ zwierz srogi, stanęło miasto, którego sława i zamożność rozchodzić się będzie po całym kraju, wilk bowiem w żelazie nie co innego znaczy, tylko gród warowny, a głosy w nim wyjące mnogość jego mieszkańców. Podobał się królowi ten wykład jego snu, zaklaskał z radości w ręce, nagrodził złotem wieszcza i niezwłocznie wydał rozkaz założenia miasta, któremu nazwę dał na cześć wieszcza - Nowa Góra.
Natychmiast ruszyły tysiące siekier, łoskot roznosząc po kniei, uciekały w popłochu zdziwione zwierzęta ze swoich odwiecznych siedzib, padały z trzaskiem stuletnie dęby i jodły; dzień jasny zajął nocy mieszkanie.
Z Krzeszowic przez grzbiet Góry Bartlowej wybudowano drogę, a knieja, zgonem niedźwiedzia pamiętna, przyjęła wygląd miasta słynącego z kopalnictwa rud ołowiu i srebra oraz odlewu kul dla potrzeb wojennych.
A w nagrodę za sławę król nadał miastu przywilej odbywania raz w miesiącu jarmarków. Taki był początek Nowej Góry - miasteczka, którego mieszkańcy szumnie witali po latach podążającego tędy do Olkusza ostatniego już króla, Stanisława Augusta Poniatowskiego wraz całym orszakiem.
Początkiem XVII wieku w mieście wybuchł duży pożar, który zniszczył większość domów. Wprawdzie właścicielka dóbr, Izabela Lubomirska, odbudowała część miasta jako murowane, ale to już temat na inną opowieść.


Henryk Hawrylak

 

do góry